wtorek, 10 stycznia 2017

Jeśli masz chwilę - przeczytaj.

Okej, mam nadzieję, że są jeszcze ludzie, którzy wpadają na jakieś blogi. I że ktoś to przeczyta. Zdarza mi się pisać. Może inaczej. Pisanie jest i będzie element mojego życia. W ciągu zeszłego roku miałam przygody z układaniem... romansów w kontekście sportowym. To nawet nie było fanfiction. Napisałam dużo, bardzo dużo. Nie próbowałam tego sprzedawać jako bloga. Fragmenty wysłałam znajomym, które były tym zainteresowane. Od sierpnia nie udało mi się "pociągnąć" żadnej opowieści. Jeden wiersz poświęcony tematyce sportowej. Zauważyłam, że brakuje mi... po prostu bloga. Jakiegoś pozytywnego odzewu w komentarzu, czasem poprawki przy jakimś błędzie. Chętnie bym wróciła. Postać Layli wciąż jest do uratowania. Pytanie - czy ktoś będzie miał ochotę to czytać? Spróbuję z dwoma rozdziałami, kto wie może trzema. Jeśli będzie 0 i 0 to najwyżej wciąż będę pisała do szuflady.

Korzyści dla mnie (czemu miałabym je ukrywać?): złapałam się na problemach ze składnią, odmianą. Bez przesady, nie na takich najprostszych. Po prostu pisanie na fb rujnuje naszą zdolność wysławiania się. Na blogu nigdy nie miałam z tym problemu.
Całkiem szczerze: lubię widzieć, że moja praca komuś się podoba i ktoś poświęca jej chwilę. Znacie to, że dyktujecie jednocześnie cztery rozprawki? Można usłyszeć "dziękuję", ale nie ma z tego żadnego większego pożytku.
Nienawidzę czytać romansów. Pisanie historii o miłości to najbardziej mdła rzecz jaka mi się przytrafiła. Owszem, duża dowolność, zwroty akcji. Tu się zatrzymajmy. Na blisko 40 stronach formatu A4 czcionką 11 (pamiętam :D) Karolina i Radek schodzili się tyle razy, że na podstawie tego powininna powstać jakaś telenowela. Tu, gdzie mamy tajemniczość i fantastykę - czym więcej akcji tym lepiej.

Przepraszam za chaos w tej notatce. Chciałam dużo ująć, a wzięłam się za to od "żadnej strony". Jeśli akurat masz chwilę i myślisz, że powinnam spróbować pisać na tym blogu, zostaw komentarz, +1, zaobserwuj.

Wasza W.